Kijów został otoczony? Zamieszanie po wywiadzie Kliczki
Były bokser w rozmowie z AP miał odpowiedzieć na pytanie, czy lokalne władze mają plany ewakuacji ludności cywilnej na wypadek pogorszenia się sytuacji w mieście. Kliczko odparł, że w tej chwili opuszczenie Kijowa przez jego mieszkańców nie jest już możliwe.
– Nie możemy tego zrobić, ponieważ wszystkie drogi są zablokowane. W tej chwili jesteśmy okrążeni – powiedział Kliczko. Mer Kijowa wspomniał także o rozmowie z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim. Jak początkowo przyznał, "wszyscy nie czują się najlepiej". Po chwili Kliczko sprecyzował, że ukraińskie władze są w szoku, ale nie są przygnębione.
– Pokazujemy nasz charakter, naszą wiedzę, nasze wartości – zapewnił Kliczko.
Tymczasem rzeczniczka prasowa mera Kijowa, Oksana Zinovieva, w rozmowie z "The Insider" zaprzeczyła informacjom o blokadzie Kijowa. Według niej miasto nie jest otoczone.
Sam mer Kijowa również zaprzeczył, że cytowane słowa o okrążeniu padły podczas wywiadu.
"Wieczorem rosyjskie media społecznościowe obiegła informacja z odesłaniami do mnie, jakoby Kijów był otoczony i ewakuacja ludzi nie była możliwa. I dziwne, że zaczęła rozprzestrzeniać się po ukraińskich kanałach telegramowych. Nie wierzcie kłamstwom! Ufajcie tylko informacjom z oficjalnych źródeł” – napisał Witalij Kliczko w mediach społecznościowych.
W stolicy Ukrainy co chwila rozlegają się syreny alarmowe, a mieszkańcy stają w obliczu kolejnej nocy naznaczonej ostrzałem z rakiet oraz ciężkiej artylerii.
Wojna na Ukrainie
W niedzielę ukraińskie siły zbrojne odnotowały więcej ataków z powietrza na najważniejsze miasta w kraju. Władze twierdzą, że rosyjskie rakiety balistyczne Iskander zostały wystrzelone w kierunku Kijowa z lokalizacji w sąsiedniej Białorusi. Ostrzał został przeprowadzony w trakcie trwania rosyjsko-ukraińskich negocjacji o zawieszeniu broni, co było złamaniem obietnicy danej prezydentowi Ukrainy przez białoruskiego przywódcę Aleksandra Łukaszenkę.
Po raz pierwszy od rozpoczęcia przez Rosję inwazji w Dniepropetrowsku na wschodzie kraju usłyszano ostrzeżenia o nalocie. W ciągu dnia syreny wyły także w stolicy państwa, Kijowie.
Po czterech dniach od rozpoczęcia ataku i braku informacji o stratach po stronie Rosji, jej władze w końcu przyznały, że rosyjscy żołnierze zginęli w walkach. Rosyjska armia odmówiła jednak podania jakichkolwiek liczb. Jej przedstawiciel przekazał jedynie, że liczba zabitych po stronie Rosji jest niższa niż - jak to ujął - eksterminowanych nacjonalistów.